Przygotowując się do mojego wypadu do Brugii przypomniało mi się jak dokładnie rok temu przemierzałam z mapą w ręce uliczki i mostki Amsterdamu. Poleciałam sama. W domu powiedziałam, że znikam, by trochę odpocząć, choć tak naprawdę uciekłam leczyć złamane serce po niespełnionym (a poprzedzonym solidnymi przygotowaniami) marzeniu o przeprowadzce do Louisiany i odkrywaniu Stanów Zjednoczonych. Mimo, iż świeżo ucięto mi skrzydła (de facto sama musiałam je odrąbać – teraz myślę, że to była dopiero odwaga!) był to prawdziwie kapitalny wypad – przede wszystkim bardzo owocny i w przeciwieństwie do czasu spędzonego Wenecji uważam, że te kilka dni w Amsterdamie były jedną z największych i najlepszych lekcji historii i geografii jakie dostałam odkąd opuściłam szkolne mury (więcej relacji z zeszłorocznego wyjazdu tutaj).
Jaka będziesz Brugio? Jak powierzchowna Wenecja, bogaty Amsterdam, czy może pachnący świętami Strasburg? I czy będzie tam można chodzić po dachach? 😉 Przekonam się już niebawem, a tymczasem zapraszam na zaprzyjaźniony blog Karoliny na którym znajdziecie więcej zdjęć i opowieści z jesiennego Amsterdamu.
Ibazela, z pochodzenia Sanoczanka, Japanofil, trochę turystka – trochę podróżnik, wolontariusz tęskniący za Afryką i etnograf-pasjonat. Uważa, że świat wiele by stracił bez alzackiego wina, bułgarskiego olejku różanego i… żelek Haribo.